Koszyk
ilosc: 0 szt.  suma: 0,00 zł
Witaj niezarejestrowany
Przechowalnia
Tylko zalogowani klienci sklepu mogą korzystać z przechowalni
wyszukiwarka zaawansowana
Wszędzie
Wszędzie Tytuł Autor ISBN
szukaj

14 minut

14 minut
Isbn: 9788375792799, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9, 978-8-3757-9279-9
Ean: 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799, 9788375792799
Liczba stron: 248, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232, 232
Format: 15.8x24.0cm


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

,


14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)



Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian.  Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia

 


Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej  drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go  ultramaraton w Afryce.  Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i  igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy

 

Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.

Oprawa: miękka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka, miďż˝kka
Wydawca: Galaktyka, bezdroza
Brak na magazynie
Dane kontaktowe
Księgarnia internetowa
"booknet.net.pl"
ul.Kaliska 12
98-300 Wieluń
Godziny otwarcia:
pon-pt:  9.00-17.00
w soboty 9.00-13.00
Dane kontaktowe:
tel: 43 843 1991
fax: 68 380 1991
e-mail: info@booknet.net.pl

 

booknet.net.pl Razem w szkole Ciekawa biologia dzień dobry historio matematyka z plusem Nowe już w szkole puls życia między nami gwo świat fizyki chmura Wesoła szkoła i przyjaciele